Forum artysty Patricka Wolfa - witaj!
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
.
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Forum Forum artysty Patricka Wolfa Strona Główna
->
Offtopic
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Artysta - Patrick
----------------
Patrick Wolf
Twórczość
Linki i zdjęcia
Inne
----------------
Zainteresowania
Twórczość własna
Offtopic
Muzyka
Organizacja
----------------
Regulamin
Problemy techniczne
Sugestie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
eliss
Wysłany: Nie 21:08, 25 Mar 2007
Temat postu:
- Hej, Dzwonku - Patrick delikatnie wyjął wróżkę ze swych włosów i małym palcem otarł łezki z jej policzków. - Dlaczego myślisz, że nikt cię nie lubi? Przecież to nieprawda.
- Nie? - Dzwoneczek uniosła oczy, które zabłysły podejrzanie.
- Pewnie! Może o tym nie wiesz, ale jest ktoś, kto cię bardzo lubi...
- Taaak?!
- Chociaż ci tego nie mówi, ale w głębi duszy pała do ciebie uczuciem...
- Och! - wróżka szczęśliwa i podniecona poprawiała fryzurę i z całą mocą wdzięczyła się do Wolfa.
- ...tylko po prostu boi się, że jeśli się o tym dowiesz, to go odrzucisz...
- Ależ skąd! - mała oparła rączki na piersi artysty, uśmiechając się bosko.
- ...bo ma wrażenie, że ty tak naprawdę go nie lubisz...
- Lubię! Lubię, bardzo! Kocham!
- Naprawdę? - Patrick uśmiechnął się.
- Tak, tak! Mój ty...
- Cudownie się złożyło. Piotruś też cię uwielbia.
Złowróżbne milczenie, które zapadło nie tylko na polance, ale nad całym lasem, było z całą pewnością ciszą przed wielką burzą. Wyczuły to zwierzęta, a ich obawy potwierdziły się, kiedy ten bezruch przeszył mrożący krew w żyłach wrzask furii.
get lost
Wysłany: Czw 20:10, 01 Mar 2007
Temat postu:
<w tle leci "prelude" wiadomokogo:D>
noc byla ciemna, chlodna i jakby stojaca w miejscu... nie bylo slychac zwyczajnych dla tej pory odglosow i dzwiekow natury, jedynie co jakis czas docieralo do uszu wycie wilkow...
<"prelude" wycisza sie i przechodzi w "teignmouth">
pomieszczenie bylo ciemne, zimne i brudne. sciany zbudowane z cegly spowijaly delikatne nici pajeczyn, a przez jedyne i malenkie okienko w scianie zagladal zlowrogo ksiezyc oswietlajac co jakis czas cialo lezace na podlodze niczym martwy worek kartofli, odroznialo go jednak to, ze w przeciwienstwie do niego wydobywaly sie spod niego cichutkie pochlipywania...
marian lezal na swym poslaniu w swpim lochu i cichutko plakal...
"jak ja to wykonam... nie jestem w stanie... nie zbuntuje sie jednak memu panu, bo to tak jakbym sie zbuntowal przeciw ojcu a tego uczynic nie moge. jednak me serce umrze na wieki gdy ledwie widzac swa polowe, bedzie musialo oddac ja wlasnorecznie w objecia smierci... coz ja poczne... kocham tak strasznie, tak mocno, tak goraco.. och! chlip! chlip!"
<obraz oddala sie w tle wciaz "teignmouth">
get lost
Wysłany: Nie 22:31, 25 Lut 2007
Temat postu:
skoro ma niewyrosnac na erotomana to lepiej niech sie z patrickiem nie zadaje:P
Van Lotte.
Wysłany: Nie 21:57, 25 Lut 2007
Temat postu:
boooskie! XDD
Dzwoneczek wyjrzał z kieszeni Pana Piotra.
Kolejny pisk Piotrusia.
- Co sie znowu stało? - spytała sie Baie, mając już powli dośc tego dzieciaka.
- Aaaa! Ona jest naga. N-A-G-A! Kompletnie. Ojej, teraz to mama mnie już na pewno zabije. Tak sie bała, zebym nie wyrósł na erotmoana! A tu prosze, goła pani w mojej własnej kieszeni! Co ja jej powiem?
- Piotrek, zrobimy tak... - zaczął Patrick.
- Dla ciebie Pan Piotr, w sumie dla wszystkich. Nie przeszliśmy na Ty.
- No dobrze, a więc Pan Piotruś na chwile zamknie oczy.
Chłopczyk posłuchał. Marchwkowy chłopiec wyjął szybko Dzwoneczek z jego kieszeni i nakrył jakimś czerwonym liściem.
- Szybko dajcie jakieś miniubranie! - syknął w stronę nastolatków.
- No tego, nie mam miniubrań - powiedziała Klaudia.
- Jak to nie macie imniubrań?
- No... ja nie mam damskich - odrzekł zdezorientowany Piecyk.
Naga Dzwoneczek wskoczyła ponownie do kieszeni Piotrusia, a po chwili wyleciała już ubrana i z nowym make-upem. Chłopczyk odsłonił oczy i uśmiechnął się pogodnie.
- No to w drogę! Dzwoneczku czyń honory!
- Mężczyźnie nie będą tak ad hoc wykorzystywać kobiet, co to to nie! Jako przywódczyni Ligi Niezaleznych Wróżek wypowiadam zdecydowane: NIE! Poza tym nie mam tyle proszku. Myslisz, że on sie bierze tak od tak!? Nie!
- A-Ale... - zaczął Piecyk
- No moze dla Ciebei zrobię wyjątek. -uśmiechnęła sie promiennie. - no i moze jeszcze dla teog płomiennego mężczyzny. Zawsze kochałam rudych - zaśmiała się dopracowanym chichotem, poprawiając włosy.
- Myślałam, ze jesteś feministką... - dodała Eliss, z założonymi rękami spoglądajac na filigranową wróżkę, przewiercajac ją wzrokiem.
- no.. chciałam... bo wiecie... wszystkie moje koleżanki są! To teraz tkaie modne, ale ja po prostu.. hmm... pragnę męskiego uczucia. Nigdy nikt mnie nie chciał. A dlaczego?! bo jestem taka mała, jakby wzorst stawała na przezkodzie wielkiej miłości.. och.. - Dzwoneczek zaczęła szlochać we włosy Patricka.
eliss
Wysłany: Nie 16:20, 25 Lut 2007
Temat postu:
genialne xDD
<po godzinie>
- No, szybciej! Przecież w tym tempie nie dotrzemy do Paragwaju nawet za dwadzieścia lat! - poganiała Srokka, a wszyscy forumowicze popierali ją głośno, maszerując przez pogórkowatą łąkę żwawo i lekko niczym młode sarenki. Ale Patrick i Piotruś słaniali się na nogach, oddychając ciężko. Małolat Pan przewrócił się na szczycie kolejnego wzniesienia.
- Nie ruszę się ani kroku dalej! Jako nieletni potrzebuję dużo snu, a podróż z Nibylandii do was była już dostatecnie wyczerpująca!
- Popieraaaaaam! - wrzasnął ostatkiem sił Patrick, a potem jęknął i upadł obok Pitera.
- Cooooo?! To tak chcecie ratować świat?! Brzuchami do góry??!! - oburzyła się Get Lost.
- Chcą sobie spać, lenie jedne, podczas gdy doktorek demoluje nam planetę!
- Tchórze!
- Niedorajdy!
Patrick ostatkiem sił doczołgał się do swojego ukulele i zaczął grać na nim cichą, usypiającą melodię. Wyzwiska z każdą sekundą cichły, aż w końcu ustały zupełnie. Spojrzał na młodzież: część z nich już leżała na trawie, niektórzy spali. Pozostali mrugali oczami, układali się do snu lub ziewali.
- Aaaale mi się chce spaaaaać - wymamrotała Hett, maksymalnie otwierając paszczę.
- Mhmmm, mi tee-eeeż.... - odparła Gej Dżej. Po chwili obie leżały wśród innych na polance, lulając w swoich ramionach.
Paryś uśmiechnął się przebiegle, odwrócił na drugi bok i pogrążył w cudownej głębi zdrowego snu pod gołym niebem.
*****
Nazajutrz wszystkich obudził przeciągły pisk. Przeciągając się leniwie, każdy spojrzał na wyjącego Piotrusia Pana.
- Yyyy, co się dzieje? - zapytał Patrick, który jako ostatni doprowadził się do stanu jakio takiej koncentracji. (Nawiasem mówiąc, wyglądał przeuroczo z tymi zaspanymi oczkami, zmierzwioną czupryną i zsuwającą się koszulą).
- Ktoś w nocy zdjął mi rajstopyyyyy! - Piter jęczał jak dziecko, które zgubiło rodziców. - Tak po prostu obudziłem się bez nich... jejciu, jejciu, co ja powiem mamusi...? Tak bardzo się martwi, żebym nie miałtraumatycznych wspomnień z dzieciństwa!
- Yh... yyy....
- Ojej, jak można mnie było tak upokorzyć....
- A tam, zamknij się! Lepiej pomyślmy, jak teraz dotrzemy do Paragwaju. Przez was mamy całą noc opóźnienia!
Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Ja... wiem.. jak... - wyjąkał Piotruś, wciąż dławiąc się łzami. - Dzwonek nas posypie swoim proszkiem... polecimy....
Przerwał mu kolejny ryk radości, który stał się już chyba automatyczną reakcją polskiej watahy na każdą przyjemność.
Van Lotte.
Wysłany: Nie 15:29, 25 Lut 2007
Temat postu:
<Wieczór. Enigmatyczna chatka Patrick'a>
- Zupa pycha była. - powiedziała Annie Mae i uśmiechnęła się z satysfakcją.
- A teraz skoro jesteśmy już najedzeni, zabierzmy się do roboty! - krzyknął Patrick wprawiając tłum w entuzjastyczny nastrój. Wśród wrzasków, pisków i gorylim waleniem sie w pierś dało słyszeć: "Tak, dokopmy mu!", "Zniszczymy go!", "Przecz z całą służbą medyczną! Koniec z doktorami", "Doktor Głoss na Marsa!", "Pyszna zupa!" etc.
Następnie wszyscy atargneli do kuchni, gdzie wspólnie stworzyli tkaie cuda jak np. Dyniowy Koktajl Mołotowa, czy Szpinakowy Dynamit.
W nastroju bojowym pomaszerowali do stodoły. Tam zaopatrzyli się w widły, tomahawki, grabie i tym podobne rzeczy. Z podniesionym czołem spojrzeli w czarne niebo. Gwiazdy mrugały, przyprawiając o ból głowy.
- Za Augustine! - powiedział Patrick, po czymw szyscy zaczęzli z okrzykiem na ustach zbiegać z górki.
AAAA! - dało się słyszeć w gospodzie opodal.
AAAA! - rozbrzmiewało wśród drzew pobliskeigo gaju
AAAA! - krzyczał Marian w myślach.
AAAA! - krzyczeli, budząc do życia wszystko, co żyje.
AAAA!
- Aaaa... STOOOOP! - wydarł się Piotruś Pan.
Wszyscy stanęli jak wryci.
- Tak szczerze mówiac to w nie w te stronę biegniemy - dokończył.
- Aha, no tak, tak. Poniosło nas trochę - powiedziała Fandorin.
Odwrócili się.
AAAA! - zmieniło kierunek.
A.. aaaA.. aA! - astmatycznie sapało pod górę.
Fandorin
Wysłany: Nie 13:59, 25 Lut 2007
Temat postu:
<pffffff>
bossskie!
jak będę miała przypływ absurdalnego nastroju to coś dopiszę xD
get lost
Wysłany: Sob 23:37, 24 Lut 2007
Temat postu:
dla uzeczywistnienia opowiadania, oto zdjecia ktore ujrzal marian:
get lost
Wysłany: Sob 23:22, 24 Lut 2007
Temat postu:
wracajac do paragwaju...
byl piekny sloneczny dzien, ale w sercu mlodego mariana nastala jakby jesienna slota...
"nikt mnie nie kocha, a doktor tylko mnie wykorzystuje... ciagle kaze mi zabijac innych i wzniecac klotnie, nie rozumie, ze me serce kaze mi robic co innego. nawet nie zwraca uwagi na moj placz. a to, jak wczorej podeptal bukiet fiolkow ktory dla niego zerwalem zlamalo mi serce... jestem nikim, chlip!" myslal marian dziubiac widlami malego pieska, "och, dlaczegom ja takim nieszczesliwym musze byc!? o ja nieszczesliwy...och!" zaplkala do slonca. "o slonce ty moje! tys jest jedyna dla mnie podpora, jedynie ty rozumiesz glos mej duszy i pragnienie milosci... me serce, ach me zbolale serce! ono pragnie uczucia niczym mlody zajac koniczyny na wiosne!" jednak nagle musial przerwac ten rozdzierajacy monolog, poniewaz zdalo mu sie, ze slonce do niego mrugnelo.
"co sloneczko? coz mi mowisz?" w tym momencie slonce wskazalo swym najdluzszym promieniem na niebo, gdzie chmury ulozyly sie w ksztalt wilka grajacego na skrzypcach i stojacego nad ksztaltem przypominajacym mala gitare...
"sloneczke, moja dobrodziejko, niestety ja nie panimaju, co ty to mnie godosz, ja jestem prusty chlop ze wsi"
slonce westchnelo nad niedomyslnosicia i brakiem romantyzmu tego czleka, ale dzis mialo dobry humor, bo akurat szlo na randke z przystojnym marsem, wiec postanowilo wyrazic sie jasniej i ulozylo chmury w ksztalt patricka, w zasadzie to to wygladalo jak zdjecie, tylko takie troche wyblakle:)
<w tle slychac jamesa blunta "you're beautiful">
nagle, marian poczul uczucie ktorego nie czul jeszcze nigsy dotad. jego serce zaplonelo czerrrrrrrrrwonym ogniem i w jego duszy rozszala sie goraca burza zmyslow. musial sie az przytrzymac drzewa aby z wrazenia sie nie przewrocic. "ooooooch! och! jakies cuda me oczy dzis ujrzaly, tej nocy nie zasne, ani nastepnej, ani kolejnej. juz nigdy nie zaznam spokoju, a me usta i dlonie... czemuz tesknia do czegos czego nie znaja? nie spoczne dopoki ta niewiasta nie stanie sie moja! jakem marian!" i w tym momencie rozdarl swa koszule i rzucil sie na kolana.
-MAAARIAAAAAAN!!!! MAARIAAAAN!!!- to kwazimodo wolal naszego bohatera.
-doktor cie wzywa, ma dla ciebie specjalne zadanie, masz przyjsc w tej chwili!
marian stanal wiec na nogach i pobiegl do zamku.
+++++
<marian wchodzi do komnaty doktora, w pomieszczeniu panuje polmrok, doktor siedzi na fotelu z wysokim oparciem odwrocony tylem do drzwi>
-moj synu, mam dla ciebie specjalne zadanie....muaha=muahaha-muahahahahaa-kwiiiik!
marian niewiele rozumial, wciaz byl porazony uroda tego, co zobaczyl przed chwila.
-masz mala przyjemnosc do wykonania... mam do ciebie prosbe... zniszcz dla mnie tego czlowieka...
i tu doktor odchylil reke w ktorej tkwilo zdjecie pewnego rudowlosego niewiesciego mlodzienca
<ta-da-da-dah!>
-prosze, zlap go, nastepnie odetnij mu prawa reke, potem obwiarz go sznurkiem, potem....
jednak marian juz nie slyszal... jego serce ledwie bilo, wszystko wirowalo wokol, a czas zdawal sie plynac w zwolnionym tepie... marian zemdlal...
<zblizenie na spocona i nieprzytomna twarz mariana>
get lost
Wysłany: Sob 22:50, 24 Lut 2007
Temat postu:
aaahahahahahahhahaha:D:D:D:D
idealne!
eliss
Wysłany: Sob 22:45, 24 Lut 2007
Temat postu:
<akcja wraca do podlondyńskiego miasteczka>
Nagle wszystkich przebiegł dreszcz, nie wiedząc nawet dlaczego, spojrzeli w niebo.
- Ratujcie! Ratuuujcie, przyjaciele! - usłyszeli głosza plecami. Odwrócili się: to był Piotruś Pan, zdyszany, spocony, z przerażeniem w oczach.
- Ty draaaaniuuuu! - Patrick rzucił się na małolata z furią. - Zabiłeś ją! Zabiłeś!!!
- To... nie... ja... n-nie... ja... przestań mną potrząsać, do cholery!
- Zabiłeś...!
- Nie zabiłem twojej Augustine, artysto - przerwał mu Piter naburmuszony - Możesz sobie śpiewać o mnie piosenki, robisz mi dodatkową reklamę.
- Więc kto...
- ON!!!
- Jaki znowu o.. o.... ON???!!!
- Tak, ON!
- Niemożliwe!
- A jednak!
- Ale...
- CZY MOŻECIE NAM POWIEDZIEĆ O CO CHODZI?! - wrzasnęła Von Lotte.
Z kieszeni Piotrusia Pana wyleciała Dzwoneczek, przymilając się do Patricka, potem do Piecyka, potem znów do Patricka. Dziewczyny kompletnie ignorowała.
- No... - zaczął Patryś - dr. Głoss chce zapanować nad światem. Musimy uratować ludzkość.
- Jak to: my?! - oburzyła się Srokka.
- To, że pojawiliście się tu w ten dzień... to nie jest bez znaczenia.
- Tylko nie bredźcie nam o przeznaczeniu - mruknęła Eliss, szturchając Piecyka, który wpatrywał się z rozrzewieniem w małą wróżkę i chyba wcale ich nie słyszał.
- Na świecie nie ma drugiej takiej bandy. Tylko wasz zapał, śmiech i chęć życia mogą powstrzymać działania Złego. I wasza muzyka. Nasza muzyka. - Patrick pojrzał ze łzami w oczach na martwe ciało Augustine. Muszę być twardy, pomyślał. Te dzieciaki mnie potrzebują.
Patrząc im w oczy, poczuł w sobie ich siłę i mimo bólu, naprawdę szczerze się uśmiechnął.
- Cóż, ale najpierw robimy zupę dyniową! - Wrzask entuzjazmu zawibrował mu w uszach. - A potem - do Paragwaju!
- Taaaaaaaak! - wrzask przerodził się w wycie.
- Ocalić świat!
- Dokopać doktorkowi!
Małe, ukryte w zakątkach miasta zwierzęta znów zadrżały, czując wielką energię. Ale tym razem była to dobra energia.
I tylko ptaki opłakiwały zmarłą Augustine.
<aaah, robi się drugi fan-fic XD!>
get lost
Wysłany: Sob 21:08, 24 Lut 2007
Temat postu:
w tym samym czasie w dalekim paragwaju, halas blyskawic i piorunow przeszylo przerazajace wycie. to wlasnie tej nocy w laboratorium przebieglego dr. Głossa narodzil sie mutant, okropny i podstepny stwor, majacy pomoc podstepnemu profesorowi zawladnac nad swiatem- MARIAN <ta-da-da-dah!>
-muhehe-heh-kwiiik-mueheh- zasmail sie okrutnie Głossos.
-juz niedlugo swiat bedzie moooj!!!
- czy cos podac doktorze?- odezwal sie jego wierny sluga.
-nie, kwazimodo, mam juz wszystko...muahaha-haha-kwiiik-kwiiik-kwiiiiiiiiik-hhhhhhh<napad astmy>-bleh...
<pokazany z dala straszny zamek gdzie odgrywa sie cala akcja, slychac glosny strzal blyskawicy, zapala sie od niej nieczego nieswiadome i niewinnie rosnace obok drzewo>
-------------------------------
aby przyblizyc wam blizej te postac:
oto
MARIAN
<w tle leci piosenka kalwi&remi 'explosion'>
ma 24 lata, niebieskie oczy i uroczy usmiech. slucha ostrej muzy czyli the rasmus i tokio hotel, dobrym popem (blog 27)tez nie pogardzi (twierdzi, ze z ali jest niezla dupa)
nienawidzi chamstwa i szczypiorku, jego najwiekszym marzeniem jest spotkac wokaliste us5 (niewazne ktorego) i dotknac dloni lecha walesy.
chcialby byc taki jak bono
jest w polowie wlochem a w polowie hiszpanem, niestety jego rodzice musieli uciekac za nielegalny handel ogorkow wiec chlopaczyna wychowywal sie sam, nastepnie zostal przez przypadek pochowany zamiast swojego wuja carlosa, profesor odkopal go i dzieki nowoczesnej technologii stworzyl z niego robota poslusznego mu.
+++++
ah! zapomnialam dodac, ze nie opuscil jeszcze ani jednego odcinku 'mody na sukces'
Van Lotte.
Wysłany: Sob 21:04, 24 Lut 2007
Temat postu:
ciąg dalszy do opiwadania Get Lost:
Postanowił nie tłumaczyć tego, nie teraz! Biedna, biedna Augustine! To się nie sstało naprawdę! Zakrył oczy. Otworzył jeponownie, ale ona nadal tam była! Nadal! Krew niczym zdradzieckie maliny Balladyny wypływały z jej delikatnego ciałka. Zapłakał.
- Moja słoooodkaaa Auuugstiine! - zawył.
Srokka zbliżyła się do Patrick'a i otuliła go ramieniem. Potem ze szczególnym namaszczeniem wzięła ptaszka w dłonie.
Patrick chlipał coraz głośniej.
- To był Piotruś Pan - krzyknął nagle chłopak - Zemścił się, bo naruszyłem jego prawa autorskie - żądza zemsty zapłonęła w jego oczach niczym ognie palące Troję.
eliss
Wysłany: Sob 20:52, 24 Lut 2007
Temat postu:
fragmentów opowiadania w żadnym razie nie usuwać!
ale niech ktoś zmoduje ten offtop, powinniśmy tu wprowadzić zasadę - posty można zamieszczać tylko dodając coś nowego do tekstu :P
Empress i Mardy podeszły do Patricka i położyły mu dłonie na obu ramionach.
- To... strasznie.. smutne.. - wydukała Mardy.
- Nigdy nie uda nam się jej poznać... - Empress pociągnęła nosem.
- Wyprawimy jej godny pogrzeb - dodała Klamka.
Chłopak wziął martwego ptaka na ręce, wstał, spojrzał na gromadkę i znów przeszyło go zdumienie. Wiedział, że nic więcej już nie powiedzą, nie będą rozwodzić się nad swoimi uczuciami, że żadne z nich nie powie tego sztucznego, wypłowiałego "tak mi przykro". Ich oczy wcale nie chciały na siłę przekazać zrozumienia, może nawet nie wszyscy rozumieli, ich nieuchwytne niemal reakcje różniły się od siebie, ale z każdej tej postaci biła akceptacja, z którą jeszcze się nie spotkał. Nie musieli czegoś pojąć, by obdarzyć to szacunkiem, tak jak nie chcieli wcale pytać, dlaczego tak reaguje na śmierć jakiejś sroki. Choć było to zachowanie nietypowe nawet dla fanatycznego ekologa.
***
PS. yyy... pisałam do tekstu Get Lost, nie Lottki xD
wyszło nieporozumienie.
get lost
Wysłany: Sob 18:28, 24 Lut 2007
Temat postu:
***********
w tym samym momencie przelatujaca obok sroka tak sie zapatrzyla na cekiny uwiezione we wlosach plomiennowlosego chloptasia, ze wpadla na sciane sklepu tym samym zabijajac sie i rozbryzgujac troche swierzej krwi na wiosenna trawe (i przy okazji malego chlopczyka stojacego obok, zapatrzonego w klate sexownej obiety wychodzacej z warzywnego z siatka pomoidorow na zdrowie)
W TYM SAMYM CZASIE
<teraz wszystko w zwolnionym tempie/// w tle leci piosenka lionela richie "hello">
-N.........III..........EEEE......!!!!!- krzyknal patrick i skaczyl na ratunek swojej malej przyjaciolce... niestety bylo juz za pozno... sroka wyzionela ducha;(
mlodzieniec padl na kolana przed sztywnym i zimnym cialem ptaka, pochwylil sie i wprost do ucha wyszeptal mu ostatnie slowa pozegnania: "dlaczego nigdy nie mailem tyle odwagi by powiedziec ci, ze cie kocham... ooooooo, aaugustiinee... moja ukochana!!!!
poczym odchylil sie do tylu i zawyl niczym wilk do ksiezyca...
<dzwieki muzyki nasilaja sie>
********************
ok, ok moze cie to wykasowac:D ale tak zeby bylo cos ode mnie, zeby nie bylo, ze sie nie wlaczam
Wedle życzenia :P Nie właczamy tego fragmentu do opowiadania xD ale Get Lost poudzielaj sie, masz dar :P tylko mniej sadystycznie ;)
Fandorin
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Bearshare
Regulamin